Renata, z brzęczącymi kluczami do mieszkania w dłoni, wdrapała się na siódme piętro klatką schodową. Nie miała innego wyboru, zauważając na wejściu do windy kartkę 'Chwilowa awaria'. Dysząc, wpadła pomiędzy morelowe ściany korytarza, na którego końcu znajdowały się drzwi do jej mieszkania. Przeszła szarymi, matowymi kafelkami i zadudniła w drzwi, jednocześnie przystawiając ucho do ciemnego drewna. Z wnętrza dało się słyszeć kroki, potem otwieranie zamka i za progiem uchylonych drzwi pojawiła się mama w kurtce.
- Gdzieś wychodzisz? - dziewczyna momentalnie uniosła brwi.
- Nie, dopiero co przyszłam - odparła na pytanie matka, potrząsając krótkimi blond włosami - wchodź.
Renata wyminęła matkę w przedpokoju i szybko zsunęła buty. Kiwnęła tylko głową do ojca stojącego przy kuchence i przemknęła przez kolorowy dywan, wchodząc na schody.
Nie zastanawiała się nawet, dlaczego jej mieszkanie, pomimo znajdowania się w bloku, było dwupiętrowe. Można śmiało powiedzieć, że czuła się tu jak w willi. Brakowało tylko basenu. Powierzchnia lokum Wójcików była naprawdę imponująca. Dwa ogromne pomieszczenia na dole, znajdujące się po dwóch stronach schodów. Z prawej znajdowała się obszerna kuchnia, wystylizowana na życzenie mamy w ciepłych barwach, a po drugiej natomiast stronie przytulny salon. Rodzice zdecydowali nie stawiać ścian oddzielających pomieszczenia, więc dolne piętro można było uznać za jeden, ogromny pokój. Miało to naturalnie swoje i wady i zalety. Siedząc wygodnie na sofie, można było oszczędzić swoje struny głosowe, mówiąc do osoby myjącej naczynia, czy też gotującej obiad. Z kolei członek rodziny przygotowujący posiłek mógł słuchać wiadomości w telewizji, lub chociaż zerkać co chwila na telewizor, uważając oczywiście, by nie spalić kotleta. A gdy owe nieszczęście się przydarzyło, rozmówca rozłożony wygodnie na sofie był skazany na wdychanie zapachu spalenizny przez następne dziesięć minut. Natomiast jeśli ktoś obierał cebulę na podsmażkę, płakał cały dom.
- Gdzieś wychodzisz? - dziewczyna momentalnie uniosła brwi.
- Nie, dopiero co przyszłam - odparła na pytanie matka, potrząsając krótkimi blond włosami - wchodź.
Renata wyminęła matkę w przedpokoju i szybko zsunęła buty. Kiwnęła tylko głową do ojca stojącego przy kuchence i przemknęła przez kolorowy dywan, wchodząc na schody.
Nie zastanawiała się nawet, dlaczego jej mieszkanie, pomimo znajdowania się w bloku, było dwupiętrowe. Można śmiało powiedzieć, że czuła się tu jak w willi. Brakowało tylko basenu. Powierzchnia lokum Wójcików była naprawdę imponująca. Dwa ogromne pomieszczenia na dole, znajdujące się po dwóch stronach schodów. Z prawej znajdowała się obszerna kuchnia, wystylizowana na życzenie mamy w ciepłych barwach, a po drugiej natomiast stronie przytulny salon. Rodzice zdecydowali nie stawiać ścian oddzielających pomieszczenia, więc dolne piętro można było uznać za jeden, ogromny pokój. Miało to naturalnie swoje i wady i zalety. Siedząc wygodnie na sofie, można było oszczędzić swoje struny głosowe, mówiąc do osoby myjącej naczynia, czy też gotującej obiad. Z kolei członek rodziny przygotowujący posiłek mógł słuchać wiadomości w telewizji, lub chociaż zerkać co chwila na telewizor, uważając oczywiście, by nie spalić kotleta. A gdy owe nieszczęście się przydarzyło, rozmówca rozłożony wygodnie na sofie był skazany na wdychanie zapachu spalenizny przez następne dziesięć minut. Natomiast jeśli ktoś obierał cebulę na podsmażkę, płakał cały dom.