sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 4

                  Gdzieś w Polsce, na małym, przywioskowym cmentarzu odbywała się właśnie ceremonia pogrzebowa Haliny Wójcik. Wokół trumny poczciwej kobiety już od godziny stali jej zgromadzeni sąsiedzi, przyjaciele, ale też ludzie znający kobietę tylko z widzenia z niedzielnych mszy lub z kolejki w jedynym na wiosce sklepie spożywczym. Opatuleni szalikami, czapkami i czarnymi, żałobnymi płaszczami, wszyscy skuleni przed wiatrem i melancholijni.
     Trumna została opuszczona do dołu, wykopanego dzień wcześniej przez starego, mrukliwego grabarza. Podobno miał na swoim koncie więcej pogrzebów, niż przeżytych przez niego wiosen cztery razy wziętych.
                Znudzone dzieci z czerwonymi nosami zaczęły ciągnąć rodziców i dziadków za rękawy, a ci z kolei na pożegnanie zmarłej wrzucali do dołu garstkę ziemi. Czarny tłum zaczął się powoli, lecz miarowo rozchodzić. Wkrótce przy grobie zostały tylko trzy osoby. Najbliższe to może złe słowo. Byli to ludzie, z którymi kobieta codziennie rozmawiała przez płot przez dwadzieścia długich lat. Zasługiwali na miano naprawdę dobrych sąsiadów.
                Małżeństwo w średnim wieku stało, trzymając się pod rękę, wpatrzone pustym wzrokiem w krzyże na oddalonych nagrobkach, tonące w rzadkiej mgle. Obok nich, średniego wzrostu, młody chłopak z ciemną czupryną. Tak samo jak jak rodzice błądził spojrzeniem po cmentarzu, jednak nie z melancholią, ale z obojętnością i swego rodzaju zakłopotaniem.  Jego spojrzenie  wskazywało na to, że nie do końca wiedział, co ma teraz robić. Wypowiedzieć jakieś słowa wyrażające gorzki żal po sąsiadce czy może uczcić jej pamięć ciszą? To pierwsze na pewno nie byłoby w jego stylu. Chłopak uniósł spojrzenie na matkę, gdy ta chrząknęła.
                - Śmierć przyjdzie kiedyś i po nas. - kobieta z czarnym kapeluszem na głowie westchnęła ciężko. Miała na sobie długi, gładki płaszcz o tym samym kolorze i buty na obcasie. Ojciec, ubrany właściwie w to samo, z tym że w wersję męską, powoli pokiwał głową. - Janek, chciałabym, żebyś poszedł tam dzisiaj z tatą i zajął się gospodarstwem. Halinka prosiła, żebyśmy doglądali domu, aż do przyjazdu rodziny.  - rzuciła w eter.

poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozdział 3

          Renata przewróciła się razem z mięciutką kołdrą na drugi bok i powoli otworzyła oczy. Uniosła lekko głowę i zerknęła na budzik - dziewiąta sześć. Rodzice już w pracy, na całe szczęście. Ktoś w ogóle chciałby rozmawiać ze swoimi rodzicielami po takim numerze, który wczoraj odstawili? Niech będzie, tata odstawił.
          Dziewczyna usiadła na łóżku i sennym wzrokiem powiodła po pokoju. Przetarła oczy, podciągnęła lekko nosem i spuściła stopy na dywan. Wtem rozległo się ciche skrzypienie towarzyszące otwierającym się drzwiom. Zza framugi wyłoniła się głowa Andrzeja.
          - Nie umiesz pukać, pacanie? - warknęła do brata, na co ten, niewzruszony, wkroczył do pokoju.
          - Jak się trzymasz? - spytał z lekka obojętnie, opierając się o klamkę.
          - Jako tako. A dlaczego pytasz, mogłabym wiedzieć? - Renata spojrzała na niego.
          - Wczoraj się nieźle wkurzyłaś, więc pomyślałem sobie...
          - Że...? - dziewczyna uniosła brwi.
          - Po prostu chciałem się spytać, jak ci z tym. - Wzruszył ramionami. - Ja to pół biedy, ale ty - świeżo po maturze, pracy miałaś szukać, tyle ambitnych planów...
          - Nie pomagasz. - uśmiech pełen ironii padł w stronę blondyna. Dziewczyna westchnęła. - Co jak co, ale tata wczoraj przesadził.
          - Ty też. - odparował Andrzej, spoglądając z uniesionymi brwiami na siostrę.
          - Wręcz przeciwnie! Dałam mu jasno do zrozumienia, że ten pomysł mi się nie podoba. - powiedziała, gniotąc w palcach róg poduszki - Zresztą, pełnoletnia jestem? Jestem. Jak zechcę, zostanę w Kanadzie. Sami sobie do tej wiochy jedźcie. - skwitowała.
          - A ja uważam, że to wcale nie jest takie do kitu. - Andrzej popatrzył na siostrę z dezaprobatą. - Bardzo chętnie zobaczę jak tam jest.
          - Nasi rodzice chcą tam zamieszkać, braciszku, nie pojechać na urlop. Z myśleniem o tej porze to chyba u ciebie nie za dobrze?
          Blondyn pokręcił głową.
          - Masz, odreaguj - Andrzej rzucił w stronę siostry bordową smycz i uśmiechnął się wrednawo, gdy brunetka z morderczą miną złapała przedmiot. - Frytek już od godziny tuli dupkę pod drzwiami.
          - Sam nie mogłeś z nim wyjść? - warknęła, gdy brat zabierał się już do wyjścia.
          - Wyszedłem wczoraj wieczorem, teraz twoja kolej. Zresztą, przyda ci się trochę świeżego powietrza, to na stres. - uśmiechnął się ironiczne i pchnął drzwi. - Miłego spacerku!
          - Idiota - mruknęła pod nosem - Ciekawe, co zrobisz, jak Frytek przez twoje lenistwo zesika się na dywan! - krzyknęła z irytacją w korytarzyk.