wtorek, 2 lutego 2016

Rozdział 7

W przeciwieństwie do reszty rodziny, Andrzej jako jedyny zintegrował się z nieznanym dotąd otoczeniem. Z całej czwórki był zdecydowanie najbardziej otwartą na nowe znajomości osobą, która z wielką chęcią spotykała się z innymi ludźmi, a źle znosiła brak towarzystwa. Tak więc już w trzy dni po przeprowadzce Andrzej postanowił zapoznać się z chłopakiem z sąsiedztwa. Zrobił to w ten sam sposób, którym poznał połowę mieszkańców z ich dużego bloku w Kanadzie – zapukał do drzwi i, z szerokim uśmiechem na twarzy, przedstawił się pierwszej osobie, którą ujrzał za progiem domu. Szczęśliwym trafem padło właśnie na Janka, który był jego, jakkolwiek to zabrzmi, głównym celem. Chłopcy wymienili mocne uściski dłoni i zwięzłe zdania powitalne, po czym blondyn zaprowadzony został do dużego pokoju połączonego z kuchnią. Tam ujrzał całą rodzinę Godleckich – jego wzrok padł najpierw na kobietę, która oderwała się od duszonych w wielkim garnku warzyw i spojrzała na niego z uśmiechem. Jak mniemał, była to matka Janka, a także żona mężczyzny, który właśnie majstrował przy piekarniku. Mimo zajmującej i wymagającej poświęcenia czynności, uniósł lekko kąciki ust na widok gościa. Niedaleko rodziców, przy małym, krzywym stoliku siedział dziadek. Popijając herbatkę i będąc zaabsorbowanym artykułem w gazecie tak bardzo, nie uniósł nawet spojrzenia na młodzieńca. Na przeciwko niego siedziała jeszcze jedna kobieta, która wyglądała mu na ciotkę chłopaka, bowiem z twarzy wyglądała niemal tak samo, jak jego matka. Blondynka machnęła ręką na dwie piegowate dziewczynki, które, ujrzawszy Andrzeja, zaczęły szeptać sobie na uszy o jego nienagannym umięśnieniu, śmiejąc się zduszonym chichotem.