sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 6

                W domu rozległ się cienki dźwięk dzwonka. Tylko Renata została wyrwana ze snu, a reszta Wójcików, jak zwykle, pozostała w smacznym śnie. Dlaczego tylko ona miała tak płytki stan spoczynku?  Kiedy pomyślała sobie, że dzwonek jest wyłącznie wymysłem jej , śniącej jeszcze, świadomości, dźwięk rozbrzmiał po raz drugi. Dziewczyna desperacko wcisnęła głowę pod poduszkę. Zaraz pójdzie.
                Niestety nic z tego. Dzwonek zabrzęczał po raz trzeci. Dlaczego nikt się nie budzi i nie otwiera temu człowiekowi?
                - Chryste – jęknęła dziewczyna, po czym razem z kołdrą sturlała się na podłogę. Dziękowała samej sobie, że wczoraj położyła się w pokoju na parterze. Schodząc ze schodów w takim stanie, czyniłaby zamach na własne istnienie. Dziewczyna przeszła przez długi przedpokój i uchyliła drzwi wejściowe. Stojącemu przed progiem Jankowi ukazała się tak, jak wyszła z łóżka – bosa, poczochrana i całkiem nieprzytomna. Zimne powietrze owiało jej nieokryte ręce i nogi.
                - Tak? – rzekła z półprzymkniętymi oczyma, nie zdając sobie jeszcze sprawy, kto śmiał odwiedzić ich o tak wczesnej porze.  
Chłopak zmierzył ją wzrokiem od bosych stóp po rozczochrane, ciemne włosy. Przez ciemności panujące na dworze nie udało mu się dostrzec nic, prócz czerwonego lakieru, który wdzięcznie zdobił jej paznokcie u stóp.
- Mleko –  wcisnął jej w dłonie dwie butle z białą zawartością i chrząknął wymownie, powodując nagłe podniesienie się powiek sąsiadki.
- O, Dzień dobry  – powiedziała z lekkim zdezorientowaniem, dopiero teraz dostrzegając, przed kim stoi.  – Mleko  –  powtórzyła, wlepiając swe nieprzytomne spojrzenie w twarz bruneta  – dzięki.

Czuła, że stan snu odchodzi coraz dalej. Popatrzyła na niego nieco trzeźwiej.
- Coś jeszcze, czy mogę wracać do łóżka? - spytała z lekkim rozgoryczeniem.
- To wszystko – chłopak wcisnął ręce w kieszenie swetra.
-  Dziękuję za towar. Dobranoc  - Renata ziewnęła i nie czekając na jakikolwiek odzew ze strony dostawcy, cofnęła się w przedpokój i zamknęła drzwi z rozmachem. Poczłapała w stronę kuchni, by pozbyć się dużych, szklanych butelek z mlekiem. Postawiła je na stole, oprawionym w beżowy obrus, i czym prędzej poszła do sypialni, aby opaść bezwładnie na łóżko i ponownie oddać się objęciom snu.
Druga już tego dnia  pobudka nastąpiła około godziny dziesiątej. Dziewczyna zwlokła się z łóżka już z większą energią i poszła na śniadanie, gdzie mama z parobkowego mleka oraz z jajek, notabene zebranych przez tatę,  zdążyła usmażyć już naleśniki. Cała czwórka zasiadła do stołu i przystąpiła do konsumpcji śniadania, co chwila wymieniając się swoimi przeżyciami oraz uwagami na temat pierwszej nocy w nowym domu. Entuzjazm Renaty może nie był tak wielki, jak jej rodziców, jednak musiała przyznać – nie było aż tak źle. Chociaż, być może tylko dzięki zmęczeniu podróżą tak dobrze spało jej się na starym tapczanie.
Gdy z talerza znikły już wszystkie placki, tata oparł łokcie o stół i złączył palce, patrząc wymownie na swoje dzieci. Wśród Wójcików zapanowała krótka chwila wypełniona ciszą w konsternacji i wzajemnie przeplatającymi się spojrzeniami członków rodziny. Ojciec odkaszlnął.
- Wiecie lub nie – przemówił w stronę swoich potomków– ale od dzisiaj będziecie codziennie pracować na utrzymanie naszego nowego gospodarstwa.
- Brzmi nieciekawie – stwierdził Andrzej  – możesz wyrażać się jaśniej?
- Wyrażać się jaśniej? – ojciec uniósł brwi – Oczywiście. Od dzisiaj będziecie doić krowy, sprzątać na podwórku, zajmować się ogródkiem, gotować, wykonywać wszystkie domowe czynności i dbać o nasze zwierzęce stadka. –  Mężczyzna powiódł wzrokiem po niezadowolonych minach młodzieży – Powinniście się cieszyć, że zostały nam tylko dwie małe gromadki i jedno pole.
- Bardzo się cieszymy, tato – zapewnił gorąco Andrzej – dziękujemy Bogu i babci za tę łaskawość.
Renata parsknęła z rozbawieniem.
- Mówię wam to teraz, by potem nie było zgrzytów. Szczególnie z tobą i twoją niechęcią do jakiekolwiek pracy, moja droga – wycelował wzrokiem w córkę, która odpowiedziała mu tylko lekceważącym spojrzeniem. Ojciec kontynuował - Dobrze by było, żebyście w międzyczasie pomyśleli o studiach, albo ewentualnej pracy.
- W warzywniaku? – Dziewczyna spojrzała na ojca z iskrą ironii.
- Chociażby. – Odpowiedział, na co ta prychnęła.
- Nie widzę w tym większej potrzeby – powiedziała z przekonaniem Renata i opadła na oparcie krzesła. – Spadek po babci mamy, pieniądze po sprzedaży domu, mama pouczy wioskowych grać na pianinie za symboliczne opłaty, znając ciebie, będziesz pewnie brał jakieś prace na zlecenie, no i mamy w końcu te krowy, kury i pole. Na pewno trochę wzbogacą nasz budżet. Po co mi i Andrzejowi pracować? – uniosła brwi.
- Po to, żeby mieć środki na swoje własne wydatki. Skończyła się era na fundowanie, od dzisiaj będziecie musieli sami zarabiać pieniądze.  –  Mężczyzna popatrzył na nietęgie miny swoich pociech, na jego twarz wstąpił cień bezradności i troski. – Nic wam na to nie poradzę – westchnął i dodał nieco pokrzepiająco - a jeśli tak bardzo odpycha was od pracy, to pomyślcie chociaż o studiach i sumiennie wykonujcie obowiązki związane z gospodarstwem.
- Tato, ty to potrafisz zdołować człowieka - Andrzej westchnął, opierając głowę na dłoni.
- Tylko trochę – zaśmiał się w odpowiedzi. – No, nie martwcie się tak. Dojenie krów wejdzie wam w krew, gwarantuję!
- Uh – skrzywił się blondyn i popatrzył na ojca z niesmakiem.

***
Ciepłe kaloryfery w październiku były jeszcze zbędne, i z powodu względnie przystępnej temperatury, jak i oszczędzania na wszystkim, na czym się dało. Pomysł suszenia prania na dworze był więc całkiem sensowny – biorąc pod uwagę szczególnie słońce, które ostatnio nie szczędziło swych promieni dla województwa podlaskiego. Renata szła przez ogród z całym koszem mokrych bluzek, skarpetek i majtek, zmierzając w stronę sznurków rozwieszonych między płotem a rozłożystą jabłonką. Brunetka, obserwowana z ganku sąsiedniego domu przez Janka, rzuciła kosz na trawę i przystąpiła, wyjątkowo znużonymi ruchami, do wieszania ubrań.
Janek przed kilkoma minutami został zatrudniony przez ojca do zmiany żarówki nad drzwiami wejściowymi do domu. Gdy tylko dziewczyna pojawiła się w polu jego widzenia, zastygł, stojąc na drewnianym stołku. Miał bowiem przeczucie, że teraz nastał jeden z niewielu momentów, kiedy może bliżej przyjrzeć się sąsiadce. Gołe gałęzie jabłonek maskowały go na tyle, by został niezauważony.
Dziewczyna miała całkiem ładną twarz o oczach koloru zieleni. Wyrażały one w tym momencie niesamowite znudzenie, razem z wydatnymi ustami , które miały wyjątkowo intensywną barwę  – albo ze względu na panujące na dworze zimno, albo z natury. Teraz układały się w grymas świadczący o całkowitej niechęci do życia, a tym bardziej do wieszania prania. Miała długie rzęsy i delikatne, ciemne brwi, uniesione lekko do góry. Nos zgrabny i nieco zadarty ku górze, przykryty  razem z policzkami lekkimi piegami. Na co dzień właścicielka desperacko maskowała je pudrem, a mimo tego i tak zawsze były delikatnie widoczne. Twarz dziewczyny okalały długie, ciemnobrązowe włosy, które falami opadały na jedno z jej ramion. Miała drobne dłonie, z paznokciami pociągniętymi czerwonym lakierem. Smukłe nogi, równie smukłe ręce – ogólnie, cała była smukła. Ten nawet zgrabny całokształt ubrany był teraz w szare dresy i gruby, bordowy sweter. Dziewczyna wyglądała zwyczajnie i właściwie trudno było powiedzieć o niej coś więcej – swoim zachowaniem nie zdradzała faktu, że przez całe swoje życie mieszkała w wielkim mieście, a na wsi jest pierwszy raz. I w tym momencie Janek miał ochotę zobaczyć ją podczas dojenia krowy albo przerzucania gnoju widłami -wtedy na pewno jej charakter mieszczucha dałby o sobie znaki.
- Jak ci idzie z żarówką, chłopcze? – Janek, podskakując na głos dziadka, omal nie spadł z drewnianego stołka.  
- Dobrze, dobrze – mruknął, odrywając badawcze spojrzenie od sąsiadki.
- Obserwujesz ją? –  Starszy pan spojrzał sugestywnie na wnuka i uśmiechnął się – Dobra sztuka.
- Rany, dziadku, jak ty coś już powiesz – pokręcił głową z rozbawieniem na twarzy, odkręcając przepaloną żarówkę. Do dzisiaj nie mógł się przyzwyczaić  do tak bezpośredniego stylu wypowiedzi ojca jego matki.
- Czasami żałuję, że jestem taki stary –  westchnął na to starszy pan.
- Boję się, co by było, jakbyś był w moim wieku.
- Od razu zaprosiłbym ją na oranżadę. – Stwierdził dziadek bez zawahań.  - I tobie też radzę to uczynić, jak najszybciej.
- To ostatnia rzecz, jaką miałbym ochotę zrobić – mruknął, siłując się z opornym gniazdem.
- Umysł osiemdziesięcioletniego mężczyzny pracuje jednak zgoła inaczej niż dwudziestojednolatka. Młody i głupi jesteś. Dopiero w moim wieku dostrzega się rzeczy, które w twoim się miało, a nie doceniało i nie korzystało.  – Rzekł mężczyzna i westchnął z ubolewaniem - Eh, co za makabra. Wracam do środka na herbatkę. Zrobić ci?
- Nie, dzięki – odpowiedział chłopak, zeskakując ze stołka – mam robotę na podwórku.
- Jak chcesz – dziadek wzruszył ramionami. – Na razie.
Zniknął za progiem domu.
Janek, opierając się o jedną z drewnianych podpór ganku, rzucił okiem w stronę sąsiedniego ogródka. Dziewczyna nadal wieszała pranie. Dobra sztuka? Stanowczo nie. Z miasta, o urodzie ładnej, acz przeciętnej, wnętrzu pewnie takim samym.
Chłopak szybko odpędził myśli i rzucił się w wir podwórkowej pracy. Pierwsze kroki skierował naturalnie do obory, gdzie całe naniesione tu wczoraj krowie pożywienie dawno znikło, pochłonięte przez łaciate istoty. Janek szybko uzupełnił deficyty kiszonki, przy okazji kolejny raz zwierzając się dawczyniom mleka z żalu, który żywił do ojca. Rodziciel, tuż po zakończeniu gimnazjum przez swojego syna, upchnął go w technikum rolniczym, a nie, tak jak chciał sam zainteresowany – w gastronomicznym. Mimo ubiegu pięciu lat Janek wciąż czuł pewną urazę do ojca za to, że narzucił mu swoją wolę. Nie to, żeby się do niego nie odzywał. Między nimi było całkiem dobrze, chłopak po prostu trzymał to cały czas gdzieś z tyłu myśli i po prostu czasem, spontanicznie się to odzywało. Bo przecież nauka rolnictwa była mu potrzebna, jak łysemu grzebień. Na co było marnować cztery lata, jeśli wiedzę o uprawach roślin, hodowli zwierząt i temu podobnym zagadnieniach ma się w małym palcu? Lepiej nauczyć się gotować.
Kolejnym przystankiem był chlewik. Jedzenia świnie miały jak dla dwóch pułków wojska, jednak jedna z maciorek oczekiwała potomstwa, których przyjście na świat zbliżało się już dużymi krokami. Teraz Godleccy odwiedzali to miejsce nader często, by sprawdzić co jakiś czas, czy prosięta nie zechciały już aby ujrzeć światła dziennego.
Nim chłopak przekroczył próg, usłyszał już dwa dziewczęce, śmiejące się głosy. Wkroczył więc pośpiesznie do nieco małego i ciemnego pomieszczenia, w którym było znacznie cieplej, niż na dworze. Jego oczom ukazał się widok, do którego zdążył się już przyzwyczaić, a zarazem w tym momencie był dla niego druzgocący. Jego siostry siedziały okrakiem na ciężarnej loszce – jedna przodem, druga tyłem – i radośnie pokrzykiwały.
- Złazić mi z niej! Czy wyście na głowy upadły? – Zakrzyknął do dziewczynek groźnie, na co te spojrzały na niego spłoszone.
- Nic jej nie zrobiłyśmy – pośpieszyła z wyjaśnieniami Julia, zeskakując razem z siostrą z biednej maciorki  – Chciałyśmy jej tylko zawiązać kokardki na uszach.
Dwie piegowate buzie spojrzały na Janka stropionymi, burymi oczkami.
- Kokardki możecie jej zawiązywać bez wsiadania na jej grzbiet – odparł szybko, usiłując przybrać surowy wyraz twarzy – wiecie, że ze stresu może zacząć rodzić?
Młode to i głupie. A raczej, jeszcze młodsze i jeszcze głupsze.
- Ja bardzo chętnie zobaczę, jak rodzą się małe świnki – stwierdziła Milka.
- W prawdzie widziałyśmy to już kilka razy, ale małe prosiaczki są słodkie – dodała Julka – ja też popatrzę.
- Chryste, wy nic nie rozumiecie – westchnął Janek i spojrzał na siostry z bezradnością – jeśli Mariola zaczęłaby rodzić teraz, to zamiast prosiaczków urodziłyby się małe trupki.
Dziesięciolatki popatrzyły najpierw na siebie nawzajem, a potem na brata, z trwogą w oczach.
Nim zdążyły odpowiedzieć, zza zagródki dało się słyszeć głuchy plask. To maciorka uderzyła swym cielskiem o ściółkę i zakwiczała donośnie.
- To już! – zawyła Emilia – Nie chcę widzieć trupków!
- Błagam, nie – Janek chwycił się za głowę i dopadł do zagrody, gdzie świnia swoim zachowaniem obwieszczała, że prosiaczki są już w drodze – Lećcie po tatę, nie wytrzymam czwartego w tym miesiącu porodu – zwrócił się słabo do dziewczynek, lecz po chwili namysłu zmienił swą decyzję – Albo nie, ja pójdę. Wy tu czekajcie.
- Okej! – Julia pomachała mu ręką znad głowy kwiczącej biedaczki.
Chłopak wypadł z chlewika i puścił się biegiem przez podwórko. W połowie drogi ujrzał Łukasza, który z szerokim uśmiechem na twarzy zmierzał w jego kierunku. Rudzielec już drugi raz udowodniał, że ma skłonności do zjawiania się w nieodpowiednim miejscu i stanowczo nieodpowiednim czasie.
- Tutaj jesteś! – zawołał Łukasz do przyjaciela i klepnął go po ramieniu, gdy ten znalazł się obok niego. – Muszę ci coś powiedzieć.
- Stary, to nie jest dobry moment – zwrócił się do niego brunet, ruszając szybkim krokiem – moja świnia właśnie rodzi.
- Znowu? – jęknął w odpowiedzi, dorównując mu kroku – która to w tym miesiącu?
- Czwarta.
- Nieważne - Rudy machnął ręką – Spotkałem laskę mojego życia. – Nie czekając  na odzew, dodał szybko - Jest pierwszorzędna! Mówię ci, lepsza niż ta blondynka, która wpakowała nas do rowu.
Nagle, w jednej chwili, Łukasz wygasł z całego podekscytowania. Zatrzymał się gwałtownie i chwycił bruneta za rękaw, a ten, szarpnięty do tyłu, obrócił się na pięcie. Chłopak wlepił swe spojrzenie w stronę sąsiedniej posesji, gdzie ciemnowłosa dziewczyna właśnie wchodziła po schodach swego ganku.
- O kurde. To ona. Z-za płotem.
Janek powiódł wzrokiem za sąsiadką i spojrzał najpierw z zaskoczeniem, a potem z lekkim politowaniem na przyjaciela.
- Wójcikowa? – uniósł brwi – Naprawdę, stary?
Łukasz spojrzał na niego z ogromnym zdziwieniem w oczach. Jego twarz wyrażała w tym momencie duże zaskoczenie, wynikające zapewne z tak nieoczekiwanego obrotu sytuacji.
- Boże. Nie miałem pojęcia, że to ona – zmarszczył czoło.  – Zapowiadało się tak dobrze. Czyli nie tylko wioskowe panny mają piękne lica i jeszcze piękniejsze kształty?
- Uważasz, że jest piękna? – Spytał szybko Janek, trochę wbrew sobie. Była ładna, jednak cóż z tego, jak za przeciętną urodą krył się zepsuty mieszczuch?
- Trochę jest. Jednak  wydawała mi się lepsza, kiedy nie wiedziałem kim jest.
- Naprawdę?
- Tak, no, takie mam wrażenie. Ogólnie, ludzie chyba wydają się nam atrakcyjniejsi, gdy nic o nich nie wiemy. – Stwierdził rudy i dodał po chwili namysłu - Może nie zawsze, jednak ta z pewnością należy do takich należy. W ogóle, jak ona ma na imię?
- Nie mam pojęcia  – brunet wzruszył ramionami.
- Tak czy owak, teraz, spoglądając na nią nie widzę cudnej dziewczyny, tylko Wójcikową, która przyjechała z miasta i nie wie czym jest kiszonka. Rany. - Łukasz westchnął.
- Widzisz - tak jak ja nie mam talentu do podrywania dziewczyn, ty nie masz talentu do ich znajdywania. Może inaczej, do trafiania na odpowiednie sztuki – Janek położył dłoń na jego ramieniu, uśmiechając się  - świat jest jednak sprawiedliwy.
- Myślę, że powinieneś lecieć po tatę – odpowiedział zgryźliwie Łukasz, powstrzymując się od przywalenia przyjacielowi.
- Racja. Trupki w drodze.
- Co? Jakie trupki? – na twarz chłopaka wstąpiło zdezorientowanie.
- Na razie!
 Janek pomachał ręką w stronę oczekującego wyjaśnień przyjaciela, ruszając biegiem przez podwórko. A w chlewiku pierwszy prosiak, w towarzystwie przejętych dziewczynek, ujrzał właśnie światło dzienne. 


Dla niezorientowanych - kiszonka, jak mówi ciocia wikipedia, to pasza soczysta. :')

6 komentarzy:

  1. Trupki xd Brutalnie nie ma co! Ale fajnie, że zrobiłaś to z Rudym Łukaszem. Biedak, spodobał mu się mieszczuch. Od teraz będzie napiętnowany przez wiejskie społeczeństwo młodzieży. Mam nadzieję, że prosiaczki będą prosiaczkami, a nie trupkami :)
    Weny!!! (aaaaa i przynieś mi w poniedziałek moje teksty z Islandii, bo nie mam ich jak przepisać.)
    Czałusy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z racji tego, iż ostatnio nie mam praktycznie ani chwili, ani pomysłu, żeby cokolwiek napisać, komentarz ten będzie nieco krótszy niż pozostałe. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że po kilku dniach można wyjść z wprawy... Chyba moje małe ''lenistwo'' daje o sobie się we znaki. Trzeba zabrać się w końcu do pracy póki jeszcze czas, mehme. ;')
    Jednak zdaje mi się, że miałam pisać o rozdziale, a nie o sobie... Cóż, bardzo łatwo potrafię odbiec od tematu. Czasami bywa to wręcz przytłaczające i czyni z mojej osoby amatorkę(...)
    Nieważne.
    Opowiadanie nie jest za bardzo wyszukane. Nie dzieje się w nim nic szczególnego niżby poród świni, którego postanowiłaś wszakże nie opisywać. Nie spodobały mi się również beznamiętne opinie chłopców o nowej, ''miastowej'' dziewczynie. Przecież nic o niej nie wiedzą prócz tego, że wywodzi się z Kanady, prawda? Oj, nieładnie. Nie mniej jednak mam zamiar czekać na kolejną część i w razie czego jestem gotowa pomóc z czego doskonale zdajesz sobie sprawę. Stylistyka, ortografia oraz budowa zdań są, jak zawsze, dokładnie sprecyzowane. Wszystko starasz się zapinać na ostatni guzik tak, aby zachwycać swoich czytelników formą wypowiedzi i opisami. Trzymaj się rzyci, oby tak dalej!

    (Wiem, że całokształt nie powala na kolana i pewnie spodziewałaś się czegoś lepszego, no ale...Ekheme. Mam nadzieję, iż zaspokoiłam twoją ciekawość, Miśka. Całusy :*)

    Oyasuminasai!
    ~~FantasyLonely

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział! Tylko mam nadzieje ze nie zapomniałaś o swoim blogu o Czkastrid no nie?

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba najlepszy z tych 6 rozdziałów!
    No i mam wreszcie ulubionego bohatera i jest nim Janek :D
    Wciąż mam nieodparte wrażenie, że pomiędzy nim a Renatą do czegoś dojdzie.
    Póki co czekam na jakieś zatarcia i dalszy rozwój akcji.
    Ps. Przepraszam że komentuje dopiero teraz... ale dziwnym trafem nie widziałem ani wpisu, ani e-maila, a kiedy już zobaczyłem były święta i nie miałem czasu :/ No ale teraz jestem, czytam i komentuję ;) I jestem rzecz jasna zadowolony z tego co widzę :D
    Pozdrawiam...
    ~RayOfLight ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. "jej , śniącej" - po co ta przerwa przed przecinkiem?
    "- Chociażby. – Odpowiedział"- odpowiedział z małej litery, a po chociażby nie powinno być kropki.
    Ogólnie masz bardzo dużo błędów przy zapisie dialogów. Nie wiesz kiesy zakończyć zdanie kropką, a kiedy nie. Nie wiesz, w których momentach napisać zdanie po dywizie z dużej litery, a kiedy z małej. No i stosujesz ten przeklęty dywiz zamiast półpauzy lub pauzy. Nie są to błędy, które przekreślają jakość opowiadania, ale powinnaś zwrócić na to uwagę. W końcu skoro piszemy, to piszmy bez błędów;)
    Tak w ogóle to hej;D Znalazłam twój komentarz w spamie, więc postanowiłam wejść. Przyznam się, że na razie przeczytałam tylko ten rozdział (+ten, który komentowałam w lutym), bo nie mam czasu, by zapoznać się z całością. Nie widzę jednak problemu, by przeczytać resztę później. Opowiadanie jest dość ciekawe, choć razi mnie brak opisów uczuć, wyglądu, miejsc itp. nawet jeśli są, to dość krótkie, a przez to nie można się wczuć w klimat tak jak potrzeba. Popracuj nad nimi ;) Ciekawa jestem jak Renata się odnajdzie w tym dojeniu krów;D Wygląda raczej na taką, co się pracy brzydzi, albo po prostu jej nie lubi. Tatuś nieźle jej dogodził tą pracą xD No i ten Janek wydaje się być ciekawy. Może zdoła się jakoś przebić do serca Renaty?
    Pozdrawiam! ;*

    I nie ukrywam, że miło by mi było gdybyś ty również przeczytała coś mojego;)
    sila-jest-we-mnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć i czołem!
      Miło mi, że wpadłaś. :>
      Teraz, polecę po kolei.
      Bezpodstawna spacja jakoś przypadkowo się tam chyba znalazła, a przy dziesiątym z rzędu czytaniu i wyłapywaniu błędów przed publikacją, moje oko widocznie tego nie dostrzegło. Mehme.
      Te nieszczęsne dialogi - dopiero ostatnio(dosłownie niecały miesiąc temu) zaczęłam się już z nimi bawić na serio, stosując akapiciki i starając się stosować do zasad. A jak wiadomo, na początku zawsze człowiek popełnia masę błędów. Także, cóż... przepraszam i z biegiem czasu obiecuję poprawę. xD Wytykanie błędów w tej sferze będzie zatem bardzo mile widziane. :)) Dobrze jest wiedzieć, co się robi źle, prawda?
      Co do opisów - nigdy nie umiem wyczuć tego złotego środka w kwestii ich ilości i zazwyczaj przeholowuję albo w jedną, albo w drugą stronę. Jednak dobrze, że zwracasz mi na to uwagę, a jesteś już nie pierwszą osobą, która mi to mówi. O czymś to jednak świadczy, tylko ja jestem na tyle leniwa, by nad opisami się nie rozczulać. Ale... tutaj poprawę z biegiem czasu także obiecuję(już drugi raz!XD). Jednak zadowoli Cię pewnie fakt, że kolejny rozdział, nawiasem mówiąc 'in progress', będzie złożony w osiemdziesięciu procentów z opisów.
      Jeszcze raz dziękuję za wpadnięcie, mam nadzieję, że w następnym rozdzialiku również się ujawnisz. ^^ A na Twój blog już sunę czytać streszczenie, bo właściwie ufki, że masz taką zakładkę. Nie cierpię nadrabiać rozdziałów, także grazie mille za ułatwienie!
      Pozdrawiam również!( ͡° ͜ʖ ͡°)
      Lorem~

      Usuń

Jeśli jesteś dobrym ludziem, zostaw komentarz lub chociaż reakcję. Będę wdzięczna. [: