niedziela, 20 marca 2016

Rozdział 8

- Renia! - Mama Wójcikowa już od rana była na nogach. To wszystko przez informację od kierowcy, który zadzwonił dosłownie chwilę temu i oznajmił, że on i meble mają do pokonania niecałe sto kilometrów drogi.
 Dziewczyna zbiegła do kuchni ze szczoteczką do zębów w ręku.
- Co się stało? - wybełkotała z resztkami piany na ustach, wpadając na Frytka krzątającego się wokół stołu i radośnie merdającego ogonem.
- Czy Andrzej z tatą są już gotowi na wnoszenie mebli? - Mama właśnie zabrała się za mycie naczyń po śniadaniu. Fakt, że dzisiaj była kolej Renaty, widocznie umknął jej wśród meblowego szału.
- Nie mam pojęcia. – Wzruszyła ramionami. – Tata chyba siedzi w warsztacie.
Odkąd ojciec odkrył i uprzątnął warsztat dziadka, który mieścił się w starej szopie, przesiadywał tam całe dnie. Po gruntownym odkurzeniu całego pomieszczenia z pajęczyn, kurzu i niepotrzebnych śmieci, zniósł tam swoje wszystkie szpargały – narzędzia, plany, modele samolotów, części do skręcania i masę innych rzeczy, by spędzać tam większość swojego wolnego czasu. Kiedy nie musiał zajmować się papierami ze swojej firmy, która wprawdzie była tysiące kilometrów stąd, ale nadal mógł uczestniczyć w jej życiu, zamykał się w warsztacie i z pasją oddawał się sklejaniu modelów latających maszyn i projektowaniu nowych. Nie za bardzo interesowało go to, że miał już zapas projektów na dobre pięć lat. Po prostu chwytał ołówek, puszczał Chopina ze starego, zakurzonego magnetofonu na kasety i oddawał się w wir twórczy. Ale wróćmy do meblowego szału.
- A twój brat? Podaj mi ścierkę.
- Zraz po śniadaniu poleciał do Godleckich. Mają dzisiaj w planie pojeździć na traktorze. –Sama właściwie nie wiedziała, jak powinna odnieść się do prostackich zabaw, więc wydała z siebie tylko gorzkie westchnięcie. - Czy oni kiedyś dorosną, mamo?
Joanna popatrzyła na córkę z rozbawieniem.
- Obawiam się, że nie – pokręciła głową, wracając spojrzeniem do talerzy zatopionych w pianie. – Zawołaj tu tatę, niech w końcu da odpocząć tym biednym samolotom.
Dziewczyna szybko naciągnęła na siebie polar brata, ubrała stare klapki i wyszła na dwór. Jeszcze dobry miesiąc temu nie było nawet mowy, by mogła opuścić dom w takim stroju. Teraz jej to wisiało i powiewało jak chustka, którą zawinęła wokół szyi, a teraz falowała na wietrze. Przed kim miała się wstydzić? Przed ludźmi, którzy pojawiali się tutaj z częstotliwością równą półtora człowieka dziennie i wyglądającymi niemal podobnie? Nie ma mowy.
Kiedy tylko odgarnęła z twarzy wariujące w podmuchach wiatru włosy, z sąsiedniej posesji dobiegł ją dźwięk silnika, a zaraz po tym za płotem pojawiła się wiekowa maszyna. Zielony, odrapany pojazd chrzęścił niebezpiecznie, pokonując drogę w ślimaczym tempie. W traktorze ujrzała, uśmiechniętego od ucha do ucha Andrzeja, który z dziecięcą radością w oczach ściskał kierownicę warkoczącego wozu. Zaraz za nim biegł Janek, krzycząc coś i wymachując rękami.
- Renata! – zawołał brat z entuzjazmem. - Trzeba zamienić naszego mercedesa na taką maszynę! Musisz spróbować, prowadzi się wyśmienicie! – Po dojechaniu do stada jabłonek, zatrzymał zardzewiałego gruchota.
Dziewczyna spojrzała na niego z niesmakiem, przewróciła oczami i ruszyła w stronę stodoły. Coraz bardziej irytowało ją to, że jej brat spędzał tyle czasu z tym wiejskim parobkiem. Powinien przecież zadawać się z ludźmi bardziej elokwentnymi i mającymi do zaoferowania coś więcej, niż przejażdżkę traktorem.
- Jak zwykle nie w sosie i pewnie wstała lewą nogą. Dobrze, że nie wypomniałem jej, że wygląda jak księżniczka w łachmanach. - Męski śmiech zdążył ją dogonić, zanim doszła do stodoły.
Wyprowadzona lekko z równowagi wpadła do warsztatu i ostrym głosem oznajmiła tacie, że mama prosi, by pojawił się wreszcie w domu. I żeby przy okazji ściągnął Andrzeja, bo nie wypada, by bawił się wyśmienicie, podczas gdy reszta będzie pracować w pocie czoła. Wróciła szybko do domu i znów ze spokojem zaszyła się w swoim pokoju, w towarzystwie wcześniej porzuconej książki.
Ojciec wraz z synem stawili się gotowi do pracy chwilę później. Mama właśnie skończyła zmywać i wzięła się za wycieranie talerzy, na co Andrzej szybko wyrwał ścierkę z jej ręki i sam wziął się za pucowanie zastawy.
- Jak dobrze, że za chwilę przyjedzie nasza kochana zmywarka. Nie wiem, jak babcia dawała radę bez tej cudownej maszyny – sapnęła Joanna, włączając ekspres. Całe pomieszczenie momentalnie wypełniło się miłym aromatem kawy.
Prawdą było, że kuchnia i tak była najlepiej wyposażonym miejscem  w całym domu. Meble i blaty wykonane były z ładnego, jasnego drewna. Wiszące szafki miały dodatkowo piękne drzwiczki, zrobione z wymuskanych witraży z regionalnymi, wiejskimi wzorkami o jasnych kolorach. Był też mały, biały zlew z odpryśniętą już nieco emalią, który miał zostać wymieniony w następnym tygodniu, na coś bardziej nowoczesnego i praktyczniejszego. Lodówkę natomiast rodzicie kupli zaraz po przyjeździe. Kolorem pasującą do reszty mebli, wyglądem przypominającą bardziej szafę i wyposażoną w mechaniczną maszynkę do robienia lodu. Niby nic wielkiego, ale na gorące dni w sam raz.
Po babci nie było tu już właściwie śladu. Zniknęły białe, koronkowe i zszarzałe zasłonki w oknach, zniknął stary, czerwony czajnik z gwizdkiem, serwetki zrobione na szydełku, które niegdyś spoczywały na stole i sztuczne kwiaty zdobiące ściany pod sufitem. W ciągu tych dwóch miesięcy tata zdążył też wymienić stare, klejące się linoleum na podłodze na deski z ciemnego drewna. Ostatnio zastanawiano się nawet, czy nie wymienić gazowych palników na płytę elektryczną, bowiem niebieska butelka wypełniona gazem zalegała w szafce i zakłócała ład. Poza tym, mama Wójcikowa chciała stworzyć kuchnię dla siebie. W końcu to ona miała spędzać w niej najwięcej czasu, a gust zmarłej teściowej nie do końca jej pasował. Nie mogła jednak wymienić wszystkiego, gdyż jej mąż bronił zawzięcie każdego uszczerbionego talerza, którego chciała się pozbyć. A więc po kochanej babci został jeden komplet porcelanowej zastawy, kryształowy wazon, w którym jeszcze niedawno stały piękne, jesienne astry, folklorystyczne szafki i na razie porysowany zlew. Kuchnia była więc mieszaniną gustów, stylów i w pewnym sensie epok.
- Mamo, wpadnie kolega na obiad. Zaprosiłem go do nas. – Andrzej włożył właśnie ostatni talerz do szafki, a następnie chwycił karton jabłkowego soku, by po chwili przechylić go i wypić duszkiem kilka łyków.
- Ten z sąsiedztwa?
- Janek? Nie, Janek pojechał na pole. Musi zaorać jeszcze kilka hektarów, zanim spadnie śnieg.
- Ten to ma zajęcia. – Mama położyła dłoń na policzku i pokręciła głową. – Młody, a haruje jak wół. Też byś się wziął za jakąś robotę, co?
- Oj mamuś, ja się na tym nie znam - odpowiedział niechętnie, wrzucając pusty karton do lodówki. – A ten co ma przyjść , nie znacie go jeszcze. Nazywa się Marcel i jest, jakby to powiedzieć, z naszego środowiska.
- Mieszczuchów, którzy są zmuszeni żyć na wiejskim odludziu? - Tata mruknął znad gazety, cytując słowa córki ze śniadania.
- Coś w tym stylu.
- No dobrze, to ja zajmę się obiadem, a wy meblami – powiedziała mama, siorbiąc kawę z białej filiżanki. - Co powiecie na kurczaka? Ten kolega nie jest przypadkiem żadnym weganinem? – jako fanka polskiej kuchni nie pałała zbytnią sympatią do ludzi, którzy nie jadali mięsa.
- Nie wyglądał mi na takiego... Chociaż, kto go tam wie.
- W takim razie zrobię jeszcze coś jarskiego, żeby nie było wpadki.
Na podjazd właśnie wjechała ogromna ciężarówka wyładowana wytęsknionymi przez wszystkich meblami. Panowie od razu wyszli na dwór, witając wesoło kierowcę. Mama nie chciała być gorsza i po chwili wybiegła z domu w papciach, niosąc filiżankę kawy oraz pączka zmęczonemu facetowi z wąsem. 
Tylko Renata nie opuściła swojego przybytku. Z oddaniem śledziła losy głównej bohaterki, leżąc na swoim materacu, z nogami uniesionymi do góry. Ruszyła się dopiero wtedy, kiedy wysoki, szczupły chłopak w dresach i polarze jej brata przydźwigał do jej pokoju regał na książki. Lekko zdezorientowana spuściła nogi z na miękki dywanik i przyglądała się nieco głupawym wzrokiem, jak chłopak ustawia szafkę pod ścianą. Gdy skończył, uśmiechnął się do niej przyjaźnie i wyszedł z pokoju, zostawiając za sobą lekki zapach wody kolońskiej. Kierowca ciężarówki tudzież pomocnik psikający się perfumami do dźwigania mebli? Ale właściwie, kto mu zabroni. Dziewczyna, po przeczytaniu dwóch rozdziałów w wyjątkowo szybkim tempie, zdecydowała się zejść na dół, by pomóc w noszeniu lżejszych kartonów z książkami, naczyniami, ubraniami i innymi mniejszymi rzeczami, ukradkiem szukając wzrokiem wysokiego młodzieńca. Gdy wszyscy uporali się już z wniesieniem całego dobytku, mama Wójcikowa właśnie zmierzała ku końcowi ze smażeniem ziemniaków, a kurczak w piekarniku wydzielał z siebie ostatnie soki. Renata skorzystała z chwili wolnego czasu i wzięła ekspresowy prysznic, by zmyć z siebie brzemię tej ciężkiej pracy, którą przed chwilą wykonała. I coś ją nawet pokusiło, żeby dresy zmienić na dżinsy, a rzęsy pociągnąć tuszem.
Kiedy zeszła na dół, na stole czekał już ciepły obiad. Kurczak z lśniącą, złotą skórką zadziałał na jej wygłodniały żołądek tak, że miała ochotę doskoczyć do stołu i oderwać mu dwa tłuściutkie udka i zjeść obydwa naraz. Zanim zdążyła wyłonić się zza rogu, przy stole dostrzegła, ku swojemu zdziwieniu, mniemanego pomocnika - chłopak wygodnie siedział na jednym z krzeseł, a mama właśnie nakładała mu ziemniaki, kierując w jego stronę uśmiech zarezerwowany dla gości. Ubrany był już w cywilizowane ubrania, to znaczy czarne jeansy i koszulkę, która była całkiem zwykła, jednak na nim wyglądała jakoś niezwykle. Może to tylko jakiś wysokiej klasy materiał sprawił, że tak dobrze prezentowała się na jego, trzeba to przyznać, dość chudych ramionach? Dziewczyna przystanęła w korytarzyku, by móc uważniej mu się przyjrzeć. Prócz jasnobrązowych włosów udało jej się dojrzeć eleganckie, skórzane buty, które spoczywały na jego nogach, tym samym ostatecznie potwierdzając fakt, że był tu gościem. Tylko goście mogą chodzić w butach po domu, prawda? Dziewczyna ukradkiem spojrzała przez okno w przedpokoju żeby przekonać się, czy ciężarówka już pojechała. Nie było już po niej śladu.
- O, jest i nasza Renatka. - Mama odsunęła jej krzesło, gdy tylko dziewczyna wyłoniła się zza rogu. Nim zdążyła usiąść na drewnianym siedzeniu, młodzieniec poderwał się ze swojego miejsca i już był przy niej.
- Marcel – pierwszy dźwięk jego głosu uniósł jej duszę na wyżyny, a niespodziewany, powitalny, szarmancki pocałunek, złożony na wierzchu jej dłoni, przyprawił ją o mentalne dreszcze.
Czy to była właśnie chwila, w której spotkała idealnego mężczyznę, który miał klasę? Była miło zaskoczona, to pewne. Nie dała jednak po sobie tego poznać. Przeleciała go tylko od stóp do głów uważnym wzrokiem i otworzyła usta, by także się przedstawić.
- Renata – powiedziała swobodnie, a zalotna nutka w jej głosie wyraźnie trafiła do uszu Marcela, bowiem ten uśmiechnął się w tym samym tonie.
- Siostra Andrzeja?
Dziewczyna zerknęła na stół. Cała trójka zdążyła się już wziąć za kurczaka, po kilku chwilach tracąc zainteresowanie rozmową młodych i biorąc się za ciekawszą rzecz, jaką było jedzenie.
- Zazwyczaj się do niego nie przyznaję – odpowiedziała trochę ciszej i uśmiechnęła się zabawnie. – Ale tak, niestety siostra.
- Widać, masz podobną twarz. Szczególnie usta i brwi.
No proszę, kto by pomyślał?
- No, raczej nie jestem z tego zadowolona.
- A to dlaczego?
- Źle być podobnym do kogoś, kogo się nie lubi.
- Księżniczko, słyszę każde słowo, które wypływa z twojej plugawej jadaczki  – zawołał Andrzej znad kurczaka, zwracając na siebie obydwa rozbawione spojrzenia. Jedno z nich szybko wróciło na oblicze dziewczyny. 
- Lubisz przewiercać ludzkie twarze przy pierwszym spotkaniu? - Uśmiechnęła się kolejny raz.
- To całkiem ciekawe zajęcie.                                                  
Szybko usiedli do stołu i wzięli się za konsumowanie obiadu. Rozmowa zaczęła się całkiem niepozornie, najpierw pomiędzy dziećmi a rodzicami, a po chwili i Marcel zdecydował się dołączyć. Pogawędka szła gładko, miło i przyjemnie, w akompaniamencie sztućców jeżdżących po porcelanie. Mama zjadła jako pierwsza, toteż, odsuwając pusty już talerz, opadła na oparcie drewnianego krzesła i złożyła dłonie.
- A powiedz mi, mój drogi, czym się zajmujesz? – zwróciła się w stronę gościa z wyraźną ciekawością matki, która, niczym policjant, chce wiedzieć jak najwięcej o znajomym swojego ukochanego dziecka. Chłopak rzucił porozumiewawcze spojrzenie w stronę Andrzeja, który tylko czekał, aż tor rozmów skieruje się na ten temat.
- Prawo studiuję. 
- O proszę – tata momentalnie się ożywił. Oparł łokcie na stole i poprawił okulary. – A gdzie, jeśli można wiedzieć?
- W Białymstoku.
- Który rok i jak idzie?
- Oj Zbyszek, co tak wypytujesz chłopaka –fuknęła mama w stronę męża, spoglądając na niego strofująco.
- Ależ w porządku, proszę pani – Marcel zwrócił się do kobiety i popatrzył na ojca. – Jeśli już pan pyta, to rok pierwszy, a idzie całkiem nieźle. Wprawdzie dużo zakuwania, ale daję radę. – Uniósł szklankę i z zadowoloną miną upił łyk mieniącego się na różowy kolor napoju. – Swoją drogą, dobry kompot.
- A dziękuję, dziękuję. – Mama uśmiechnęła się w odpowiedzi i sama zdecydowała się zadać pytanie, rozochocona przez męża. – A czym planujesz się zająć po studiach?
- Tata Marcela ma własną firmę z doradztwem finansowym – pośpieszył z odpowiedzią Andrzej. Dostrzegając niebezpieczny cień dezaprobaty w oczach ojca w jednym momencie uświadomił sobie, że dał plamę na samym początku. Przecież tata nigdy nie lubił dzieci, które od urodzenia były ustawione na resztę życia.
- Czyli posada u ojca? – Mężczyzna uniósł groźnie brew.
- Na sam początek tak, ale później chciałbym zostać adwokatem.
Blondyn spojrzał czujnym wzrokiem na tatę. Ku uldze chłopaka, jego wyraz twarzy złagodniał.
- A więc człowiek z ambicjami?
- Chyba tak. -  Marcel uśmiechnął się pogodnie, nabierając na widelec wyjątkowo dużą ilość buraczków. Przełknął je wraz z ziemniakami i dodał po chwili - Fakt jest niestety faktem, że na cokolwiek mogę liczyć dopiero po trzydziestce. 
- Dlaczego? – Renata odezwała się niespodziewanie, unosząc spojrzenie znad swojego talerza. Pytanie to brzmiało lekko naiwnie, a odpowiedź wydawała się bardzo prosta, jednak spokojnie możemy jej to wybaczyć – dziewczyna w końcu nie znała brutalnych, tutejszych realiów.
-  Polski rynek pracy jest wyjątkowo wymagający –  odparł ten, po uprzednim przełknięciu ostatniego gryza i odłożeniu sztućców na talerz. - Aplikacje, lata praktyk są obowiązkowe, inaczej kończysz na kasie w supermarkecie.
Dziewczyna pokiwała głową, natomiast Andrzej zebrał się w sobie, by wszcząć swą inicjatywę w życie.
- Właśnie, tato… - Spojrzał sugestywnie na ojca, drapiąc się w geście niepewności w kark. - W sumie to zastanawiałem się nad tym prawem jako kierunek studiów. Co o tym myślisz?
Ojciec nieoczekiwanie parsknął z rozbawieniem.
- Tego to się po tobie, synku, nie spodziewałem. – Uśmiechnął się i spojrzał na swojego potomka. – Od kiedy to zacząłeś się interesować czymś innym, niż tenisem?
- Kiedyś trzeba, nie? – Renata lekceważąco mruknęła w stronę ojca, jednocześnie spoglądając zaczepnie na brata.
- Ta pracowita się znalazła – odgryzł się.
- Tak całkiem poważnie  – tata uprzedził Renatę, zanim ta zdążyła odpowiedzieć bratu. -  To całkiem dobry pomysł. Tylko, co byś po tym robił? Siedziałbyś na rozprawach?
- Oj tato, praca prawnika to nie tylko sąd. Jest masa innych rzeczy.
- Andrzej ma rację. Prawo to duże pole do manewru.
Syn popatrzył wdzięcznym wzrokiem na matkę.
- Opcji jest naprawdę mnóstwo –  Marcel pośpiesznie poparł Andrzeja.  – Zresztą, na początku nie byłoby problemu ze znalezieniem posady u mojego taty. A potem, po tych wszystkich praktykach na pewno dalibyśmy radę.
- Właśnie  - blondyn na potwierdzenie słów kolegi kiwnął gorliwie głową.
Rodzice popatrzyli po sobie.
- Myślę, że to dobry pomysł – stwierdziła mama po chwili niemego porozumienia z mężem.
- No, brzmi całkiem rozsądnie – w jego głosie tkwiła lekka, ale jednak słyszalna aprobata. Andrzej odetchnął z ulgą. – Ale tak teraz, już?
- No coś ty. To tylko wstępne plany.
Renata dziabała widelcem resztki zimnego kurczaka i popijała kompot, wyobrażając sobie brata siedzącego na sali sądowej w, śmiesznie wyglądającej na nim, todze i wygłaszającego mowę końcową. Wizja z Andrzejem jako prawnikiem w roli głównej wydawała jej się co najmniej śmieszna, całkowicie nierealna. To leniwe, kochające sport i niepotrafiące zadbać o porządek stworzenie miało przez pięć lat wbijać sobie do głowy cały kodeks karny, masę innych bzdur, a potem spędzić resztę życia w takim zawodzie?  Nie była skłonna uwierzyć, że Andrzej wytrzyma nawet rok, mało tego – mogłaby się założyć, że po połowie roku spędzonego na zakuwaniu, brat odrzuci ten poroniony pomysł i wróci do swoich magazynów sportowych. Z tego wszystkiego podobała jej się tylko jedna rzecz – gdyby jednak Andrzej zdecydował się pójść na studia, chcąc nie chcąc, trzymałby się z Marcelem. A to znacznie ułatwiałoby jej bliższe poznanie interesującego młodzieńca. 
- No, to ja już się będę zbierał. – Chłopak popatrzył na siedzącego naprzeciwko blondyna i chrząknął znacząco, patrząc po reszcie zebranej przy stole i zatrzymując swój wzrok na mamie Wójcikowej.
- Nie zostaniesz na deser? – uprzedziła go nieco zawiedzionym głosem, nim zdążył odezwać się słowem – Mamy galaretkę.
- Przepraszam, ale niestety, muszę pędzić.
- No dobrze, ale następnym razem się już nie wywiniesz. –  Była wyraźnie udobruchana jego uprzejmym uśmiechem.
Kiedy tylko chłopak podniósł się z siedzenia, cała rodzina uczyniła to samo, a kuchnia wypełniła się zbiorowym zgrzytem odsuwanych krzeseł.
- Miło było cię poznać, młody człowieku – tata pierwszy podszedł w stronę Marcela, gorliwie ściskając jego dłoń. Mama nie chciała być gorsza i szybko poszła w jego ślady. Tak samo jak córka, została miło zaskoczona, pożegnalnym tym razem, całusem w dłoń. Wymamrotała kilka słów w podziękowaniu i zapewniła, że Marcel może odwiedzać ich dom, kiedy tylko zechce. Andrzej chwycił uśmiechniętego kolegę za ramię i powiódł go w stronę przedpokoju. Renata czym prędzej poczłapała za nimi i stanęła w progu ganku. Oparta głową o framugę, uważnie wodziła wzrokiem za każdym ruchem młodzieńca, który właśnie naciągał na sobie płaszcz i swoim aksamitnym głosem dyskutował z Andrzejem. Z sekundy na sekundę coraz bardziej podobał się jej ten chudy chłopak.
- Miło było poznać. – Chłopak uśmiechnął się w jej stronę, kiedy Andrzej otwierał już drzwi, jednocześnie wpuszczając mroźne, jesienne powietrze do środka.
- I mi też  – odpowiedziała na tyle głośno, by zdołał ją usłyszeć.
- Do zobaczenia – zawołał znad głowy Andrzeja, kiedy ten wypychał go na zewnątrz. Nim Renata zdążyła mu odmachać, brat także wyszedł i z impetem zatrzasnął drzwi.
Dziewczyna jednak mimowolnie się uśmiechnęła. Może wcale nie będzie tutaj tak źle?_______________________________________________________________________________________________________________________________

Po tygodniach trudów i znojów udało mi się napisać tego flaczka. Enjoy!

5 komentarzy:

  1. Że też tak długo musiałam na to czekać... Następnym razem zepnij dupkę i do roboty. Nie radzę brać ze mnie przykładu, bo do zrobienia jednej prostej rzeczy będziesz się przygotowywać aż rok... Tiaa. x'D
    Ogólnie rozdział jest cudowny, mimo niewielkich błędów, na które można przymknąć oko. Nie jest wcale taki długi, jak może się wydawać. Całość czyta się prosto, przyjemnie i nieociężale. Trzymaj tak dalej, tylko pisz częściej. Ja rozumiem, nauka, testy i te sprawy, no ale... cóż. >.<
    W każdym razie, czekam na następne.
    P.S: Widzę, że tu jakiś romans nowy się tworzy. ^^ heheszki. Może w przyszłości będzie trójkącik z Jankiem, hm?
    (diaboliczna minka)
    ~~Całusy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiaj tak na szybko :P Cieszę się, że w końcu coś się pojawiło. Rozdział jak zwykle lekki i przyjemny w odbiorze. Życzę weny i czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadrobiłam dzisiaj braki w rozdziałach... no cóż... zamiast powtarzać sobie materiał przed egzaminami gimnazjalnymi, to leniwy gimbus siedzi i zmula.

    Twoje opisy powaliły mnie na kolana. Właśnie dlatego piszę w pierwszej osobie - bo trzecia to dla mnie czarna magia i prędzej podjęłabym się upieczenia jakiegoś ciasta.

    Co tu dużo mówić - jesteś fenomenalną pisarką. Czekam na kolejny rozdział.
    Nie myślałaś nad założenie wattpada? Mimo, że moje umiejętności pisania mocno kuleją, to jakoś tak wyszło, że koleżanka mnie namówiła do założenia konta. Ta witryna jest na tyle wspaniałomyślna, że jest przeznaczona tylko i wyłącznie na opowiadania i takie tam, przez co łatwiej znaleźć czytelników.

    BTW - szablon mi męczy oczy i jak patrzę na pasek do przesuwania, to mi się mieni w oczach. DX

    Pozdrowionka. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nad założeniem*

      (ah ta literówka... a tak nawiasem mówiąc, to może mnie pamiętasz ze swojego bloga z fanfiction o HTTYD? XD)

      Usuń
    2. Jakbym miała nie pamiętać?! Oczywiście, że pamiętam! Dobrze Cię tu widzieć! ^^
      Standardowo, skromnie dziękuję za miłe słowa, ale przede wszystkim dziękuję, że znalazłaś czas, by się tu pojawić. :)))))) ♥♥♥ Wattpada założyłam już dobre kilka miesięcy temu. Tam także publikuję kanadyjki, ale z lekkim opóźnieniem... Cii, oni nie wiedzo, że tu już więcej rozdziałów. :v
      Co do wyglądu - wyobrażam sobie, że jasne na ciemnym nie każdemu się podoba, ale teraz prawdę mówiąc mam ciekawsze rzeczy na głowie, niż bawienie się w nowy szablon. I mnie jutro wypada zacząć trzydniowy maraton egzaminów. :')
      Pozdrawiam cieplutko i wysyłam mentalnego przytulasa, trzymaj się <333

      Usuń

Jeśli jesteś dobrym ludziem, zostaw komentarz lub chociaż reakcję. Będę wdzięczna. [: