- Renia! - Mama Wójcikowa już od
rana była na nogach. To wszystko przez informację od kierowcy, który zadzwonił
dosłownie chwilę temu i oznajmił, że on i meble mają do pokonania niecałe sto
kilometrów drogi.
Dziewczyna zbiegła do kuchni ze szczoteczką do
zębów w ręku.
- Co się stało? - wybełkotała z
resztkami piany na ustach, wpadając na Frytka krzątającego się wokół stołu i
radośnie merdającego ogonem.
- Czy Andrzej z tatą są już
gotowi na wnoszenie mebli? - Mama właśnie zabrała się za mycie naczyń po
śniadaniu. Fakt, że dzisiaj była kolej Renaty, widocznie umknął jej wśród meblowego szału.
- Nie mam pojęcia. – Wzruszyła ramionami. – Tata chyba siedzi w warsztacie.
- Nie mam pojęcia. – Wzruszyła ramionami. – Tata chyba siedzi w warsztacie.
Odkąd ojciec odkrył i uprzątnął
warsztat dziadka, który mieścił się w starej szopie, przesiadywał tam całe
dnie. Po gruntownym odkurzeniu całego pomieszczenia z pajęczyn, kurzu i
niepotrzebnych śmieci, zniósł tam swoje wszystkie szpargały – narzędzia, plany,
modele samolotów, części do skręcania i masę innych rzeczy, by spędzać tam
większość swojego wolnego czasu. Kiedy nie musiał zajmować się papierami ze
swojej firmy, która wprawdzie była tysiące kilometrów stąd, ale nadal mógł
uczestniczyć w jej życiu, zamykał się w warsztacie i z pasją oddawał się
sklejaniu modelów latających maszyn i projektowaniu nowych. Nie za bardzo interesowało go to, że
miał już zapas projektów na dobre pięć lat. Po prostu chwytał ołówek, puszczał
Chopina ze starego, zakurzonego magnetofonu na kasety i oddawał się w wir
twórczy. Ale wróćmy do meblowego szału.
- A twój brat? Podaj mi ścierkę.
- Zraz po śniadaniu poleciał do
Godleckich. Mają dzisiaj w planie pojeździć na traktorze. –Sama właściwie nie
wiedziała, jak powinna odnieść się do prostackich zabaw, więc wydała z siebie
tylko gorzkie westchnięcie. - Czy oni kiedyś dorosną, mamo?
Joanna popatrzyła na córkę z
rozbawieniem.
- Obawiam się, że nie – pokręciła
głową, wracając spojrzeniem do talerzy zatopionych w pianie. – Zawołaj tu tatę,
niech w końcu da odpocząć tym biednym samolotom.
Dziewczyna szybko naciągnęła na
siebie polar brata, ubrała stare klapki i wyszła na dwór. Jeszcze dobry miesiąc temu nie było nawet mowy, by mogła
opuścić dom w takim stroju. Teraz jej to wisiało i powiewało jak chustka, którą
zawinęła wokół szyi, a teraz falowała na wietrze. Przed kim miała się wstydzić?
Przed ludźmi, którzy pojawiali się tutaj z częstotliwością równą półtora człowieka dziennie i
wyglądającymi niemal podobnie? Nie ma mowy.
Kiedy tylko odgarnęła z twarzy
wariujące w podmuchach wiatru włosy, z sąsiedniej posesji dobiegł ją dźwięk silnika, a zaraz po tym za płotem
pojawiła się wiekowa maszyna. Zielony, odrapany pojazd chrzęścił
niebezpiecznie, pokonując drogę w ślimaczym tempie. W traktorze ujrzała,
uśmiechniętego od ucha do ucha Andrzeja, który z dziecięcą radością w oczach
ściskał kierownicę warkoczącego wozu. Zaraz za nim biegł Janek, krzycząc coś i
wymachując rękami.
- Renata! – zawołał brat z
entuzjazmem. - Trzeba zamienić naszego mercedesa na taką maszynę! Musisz
spróbować, prowadzi się wyśmienicie! – Po dojechaniu do stada jabłonek,
zatrzymał zardzewiałego gruchota.
Dziewczyna spojrzała na niego z
niesmakiem, przewróciła oczami i ruszyła w stronę stodoły. Coraz bardziej
irytowało ją to, że jej brat spędzał tyle czasu z tym wiejskim parobkiem.
Powinien przecież zadawać się z ludźmi bardziej elokwentnymi i mającymi do
zaoferowania coś więcej, niż przejażdżkę traktorem.
- Jak zwykle nie w sosie i pewnie
wstała lewą nogą. Dobrze, że nie wypomniałem jej, że wygląda jak księżniczka w
łachmanach. - Męski śmiech zdążył ją dogonić, zanim doszła do stodoły.
Wyprowadzona lekko z równowagi
wpadła do warsztatu i ostrym głosem oznajmiła tacie, że mama prosi, by pojawił
się wreszcie w domu. I żeby przy okazji ściągnął Andrzeja, bo nie wypada, by
bawił się wyśmienicie, podczas gdy reszta będzie pracować w pocie czoła.
Wróciła szybko do domu i znów ze spokojem zaszyła się w swoim pokoju, w
towarzystwie wcześniej porzuconej książki.
Ojciec wraz z synem stawili się
gotowi do pracy chwilę później. Mama właśnie skończyła zmywać i wzięła się za
wycieranie talerzy, na co Andrzej szybko wyrwał ścierkę z jej ręki i sam wziął
się za pucowanie zastawy.
- Jak dobrze, że za chwilę
przyjedzie nasza kochana zmywarka. Nie wiem, jak babcia dawała radę bez tej
cudownej maszyny – sapnęła Joanna, włączając ekspres. Całe pomieszczenie
momentalnie wypełniło się miłym aromatem kawy.
Prawdą było, że kuchnia i tak
była najlepiej wyposażonym miejscem w
całym domu. Meble i blaty wykonane były z ładnego, jasnego drewna. Wiszące
szafki miały dodatkowo piękne drzwiczki, zrobione z wymuskanych witraży z
regionalnymi, wiejskimi wzorkami o jasnych kolorach. Był też mały, biały zlew z
odpryśniętą już nieco emalią, który miał zostać wymieniony w następnym
tygodniu, na coś bardziej nowoczesnego i praktyczniejszego. Lodówkę natomiast rodzicie
kupli zaraz po przyjeździe. Kolorem pasującą do reszty mebli, wyglądem
przypominającą bardziej szafę i wyposażoną w mechaniczną maszynkę do robienia
lodu. Niby nic wielkiego, ale na gorące dni w sam raz.
Po babci nie było tu już
właściwie śladu. Zniknęły białe, koronkowe i zszarzałe zasłonki w oknach,
zniknął stary, czerwony czajnik z gwizdkiem, serwetki zrobione na szydełku,
które niegdyś spoczywały na stole i sztuczne kwiaty zdobiące ściany pod
sufitem. W ciągu tych dwóch miesięcy tata zdążył też wymienić stare, klejące
się linoleum na podłodze na deski z ciemnego drewna. Ostatnio zastanawiano się
nawet, czy nie wymienić gazowych palników na płytę elektryczną, bowiem
niebieska butelka wypełniona gazem zalegała w szafce i zakłócała ład. Poza tym,
mama Wójcikowa chciała stworzyć kuchnię dla siebie. W końcu to ona miała
spędzać w niej najwięcej czasu, a gust zmarłej teściowej nie do końca jej
pasował. Nie mogła jednak wymienić wszystkiego, gdyż jej mąż bronił zawzięcie
każdego uszczerbionego talerza, którego chciała się pozbyć. A więc po kochanej
babci został jeden komplet porcelanowej zastawy, kryształowy wazon, w którym
jeszcze niedawno stały piękne, jesienne astry, folklorystyczne szafki i na
razie porysowany zlew. Kuchnia była więc mieszaniną gustów, stylów i w pewnym
sensie epok.
- Mamo, wpadnie kolega na obiad.
Zaprosiłem go do nas. – Andrzej włożył właśnie ostatni talerz do szafki, a następnie chwycił karton jabłkowego soku, by po chwili przechylić go i wypić duszkiem
kilka łyków.
- Ten z sąsiedztwa?
- Janek? Nie, Janek pojechał na
pole. Musi zaorać jeszcze kilka hektarów, zanim spadnie śnieg.
- Ten to ma zajęcia. – Mama
położyła dłoń na policzku i pokręciła głową. – Młody, a haruje jak wół. Też byś
się wziął za jakąś robotę, co?
- Oj mamuś, ja się na tym nie
znam - odpowiedział niechętnie, wrzucając pusty karton do lodówki. – A ten co
ma przyjść , nie znacie go jeszcze. Nazywa się Marcel i jest, jakby to
powiedzieć, z naszego środowiska.
- Mieszczuchów, którzy są
zmuszeni żyć na wiejskim odludziu? - Tata mruknął znad gazety, cytując słowa
córki ze śniadania.
- Coś w tym stylu.
- No dobrze, to ja zajmę się
obiadem, a wy meblami – powiedziała mama, siorbiąc kawę z białej filiżanki. -
Co powiecie na kurczaka? Ten kolega nie jest przypadkiem żadnym weganinem? –
jako fanka polskiej kuchni nie pałała zbytnią sympatią do ludzi, którzy nie
jadali mięsa.
- Nie wyglądał mi na takiego...
Chociaż, kto go tam wie.
- W takim razie zrobię jeszcze
coś jarskiego, żeby nie było wpadki.
Na podjazd właśnie wjechała
ogromna ciężarówka wyładowana wytęsknionymi przez wszystkich meblami. Panowie
od razu wyszli na dwór, witając wesoło kierowcę. Mama nie chciała być gorsza i
po chwili wybiegła z domu w papciach, niosąc filiżankę kawy oraz pączka zmęczonemu
facetowi z wąsem.
Tylko Renata nie opuściła swojego
przybytku. Z oddaniem śledziła losy głównej bohaterki, leżąc na swoim materacu, z nogami uniesionymi do góry. Ruszyła się dopiero wtedy, kiedy wysoki, szczupły
chłopak w dresach i polarze jej brata przydźwigał do jej pokoju regał na
książki. Lekko zdezorientowana spuściła nogi z na miękki dywanik i przyglądała
się nieco głupawym wzrokiem, jak chłopak ustawia szafkę pod ścianą. Gdy
skończył, uśmiechnął się do niej przyjaźnie i wyszedł z pokoju, zostawiając za sobą
lekki zapach wody kolońskiej. Kierowca ciężarówki tudzież pomocnik psikający
się perfumami do dźwigania mebli? Ale właściwie, kto mu zabroni. Dziewczyna, po
przeczytaniu dwóch rozdziałów w wyjątkowo szybkim tempie, zdecydowała się zejść
na dół, by pomóc w noszeniu lżejszych kartonów z książkami, naczyniami,
ubraniami i innymi mniejszymi rzeczami, ukradkiem szukając wzrokiem wysokiego
młodzieńca. Gdy wszyscy uporali się już z wniesieniem całego dobytku, mama
Wójcikowa właśnie zmierzała ku końcowi ze smażeniem ziemniaków, a kurczak w
piekarniku wydzielał z siebie ostatnie soki. Renata skorzystała z chwili
wolnego czasu i wzięła ekspresowy prysznic, by zmyć z siebie brzemię tej
ciężkiej pracy, którą przed chwilą wykonała. I coś ją nawet pokusiło, żeby dresy
zmienić na dżinsy, a rzęsy pociągnąć tuszem.
Kiedy zeszła na dół, na stole
czekał już ciepły obiad. Kurczak z lśniącą, złotą skórką zadziałał na jej
wygłodniały żołądek tak, że miała ochotę doskoczyć do stołu i oderwać mu dwa
tłuściutkie udka i zjeść obydwa naraz. Zanim zdążyła wyłonić się zza rogu, przy
stole dostrzegła, ku swojemu zdziwieniu, mniemanego pomocnika - chłopak
wygodnie siedział na jednym z krzeseł, a mama właśnie nakładała mu ziemniaki,
kierując w jego stronę uśmiech zarezerwowany dla gości. Ubrany był już w
cywilizowane ubrania, to znaczy czarne jeansy i koszulkę, która była całkiem
zwykła, jednak na nim wyglądała jakoś niezwykle. Może to tylko jakiś wysokiej
klasy materiał sprawił, że tak dobrze prezentowała się na jego, trzeba to
przyznać, dość chudych ramionach? Dziewczyna przystanęła w korytarzyku, by móc
uważniej mu się przyjrzeć. Prócz jasnobrązowych włosów udało jej się dojrzeć
eleganckie, skórzane buty, które spoczywały na jego nogach, tym samym
ostatecznie potwierdzając fakt, że był tu gościem. Tylko goście mogą chodzić w
butach po domu, prawda? Dziewczyna ukradkiem spojrzała przez okno w przedpokoju
żeby przekonać się, czy ciężarówka już pojechała. Nie było już po niej śladu.
- O, jest i nasza Renatka. - Mama
odsunęła jej krzesło, gdy tylko dziewczyna wyłoniła się zza rogu. Nim zdążyła
usiąść na drewnianym siedzeniu, młodzieniec poderwał się ze swojego miejsca i
już był przy niej.
- Marcel – pierwszy dźwięk jego
głosu uniósł jej duszę na wyżyny, a niespodziewany, powitalny, szarmancki pocałunek,
złożony na wierzchu jej dłoni, przyprawił ją o mentalne dreszcze.
Czy to była właśnie chwila, w
której spotkała idealnego mężczyznę, który miał klasę? Była miło zaskoczona, to
pewne. Nie dała jednak po sobie tego poznać. Przeleciała go tylko od stóp do
głów uważnym wzrokiem i otworzyła usta, by także się przedstawić.
- Renata – powiedziała swobodnie,
a zalotna nutka w jej głosie wyraźnie trafiła do uszu Marcela, bowiem ten
uśmiechnął się w tym samym tonie.
- Siostra Andrzeja?
Dziewczyna zerknęła na stół. Cała
trójka zdążyła się już wziąć za kurczaka, po kilku chwilach tracąc
zainteresowanie rozmową młodych i biorąc się za ciekawszą rzecz, jaką było
jedzenie.
- Zazwyczaj się do niego nie
przyznaję – odpowiedziała trochę ciszej i uśmiechnęła się zabawnie. – Ale tak,
niestety siostra.
- Widać, masz podobną twarz.
Szczególnie usta i brwi.
No proszę, kto by pomyślał?
- No, raczej nie jestem z tego
zadowolona.
- A to dlaczego?
- Źle być podobnym do kogoś, kogo
się nie lubi.
- Księżniczko, słyszę każde słowo,
które wypływa z twojej plugawej jadaczki
– zawołał Andrzej znad kurczaka, zwracając na siebie obydwa rozbawione
spojrzenia. Jedno z nich szybko wróciło na oblicze dziewczyny.
- Lubisz przewiercać ludzkie
twarze przy pierwszym spotkaniu? - Uśmiechnęła się kolejny raz.
- To całkiem ciekawe
zajęcie.
Szybko usiedli do stołu i wzięli
się za konsumowanie obiadu. Rozmowa zaczęła się całkiem niepozornie, najpierw
pomiędzy dziećmi a rodzicami, a po chwili i Marcel zdecydował się dołączyć.
Pogawędka szła gładko, miło i przyjemnie, w akompaniamencie sztućców jeżdżących
po porcelanie. Mama zjadła jako pierwsza, toteż, odsuwając pusty już talerz,
opadła na oparcie drewnianego krzesła i złożyła dłonie.
- A powiedz mi, mój drogi, czym
się zajmujesz? – zwróciła się w stronę gościa z wyraźną ciekawością matki,
która, niczym policjant, chce wiedzieć jak najwięcej o znajomym swojego
ukochanego dziecka. Chłopak rzucił porozumiewawcze spojrzenie w stronę
Andrzeja, który tylko czekał, aż tor rozmów skieruje się na ten temat.
- Prawo studiuję.
- O proszę – tata momentalnie się
ożywił. Oparł łokcie na stole i poprawił okulary. – A gdzie, jeśli można
wiedzieć?
- W Białymstoku.
- Który rok i jak idzie?
- Oj Zbyszek, co tak wypytujesz
chłopaka –fuknęła mama w stronę męża, spoglądając na niego strofująco.
- Ależ w porządku, proszę pani –
Marcel zwrócił się do kobiety i popatrzył na ojca. – Jeśli już pan pyta, to rok
pierwszy, a idzie całkiem nieźle. Wprawdzie dużo zakuwania, ale daję radę. –
Uniósł szklankę i z zadowoloną miną upił łyk mieniącego się na różowy kolor napoju. – Swoją drogą, dobry kompot.
- A dziękuję, dziękuję. – Mama
uśmiechnęła się w odpowiedzi i sama zdecydowała się zadać pytanie, rozochocona
przez męża. – A czym planujesz się zająć po studiach?
- Tata Marcela ma własną firmę z
doradztwem finansowym – pośpieszył z odpowiedzią Andrzej. Dostrzegając
niebezpieczny cień dezaprobaty w oczach ojca w jednym momencie uświadomił
sobie, że dał plamę na samym początku. Przecież tata nigdy nie lubił dzieci,
które od urodzenia były ustawione na resztę życia.
- Czyli posada u ojca? –
Mężczyzna uniósł groźnie brew.
- Na sam początek tak, ale
później chciałbym zostać adwokatem.
Blondyn spojrzał czujnym wzrokiem
na tatę. Ku uldze chłopaka, jego wyraz twarzy złagodniał.
- A więc człowiek z ambicjami?
- Chyba tak. - Marcel uśmiechnął się pogodnie, nabierając na
widelec wyjątkowo dużą ilość buraczków. Przełknął je wraz z ziemniakami i dodał
po chwili - Fakt jest niestety faktem, że na cokolwiek mogę liczyć dopiero po
trzydziestce.
- Dlaczego? – Renata odezwała się
niespodziewanie, unosząc spojrzenie znad swojego talerza. Pytanie to brzmiało
lekko naiwnie, a odpowiedź wydawała się bardzo prosta, jednak spokojnie możemy
jej to wybaczyć – dziewczyna w końcu nie znała brutalnych, tutejszych realiów.
-
Polski rynek pracy jest wyjątkowo wymagający – odparł ten, po uprzednim przełknięciu
ostatniego gryza i odłożeniu sztućców na talerz. - Aplikacje, lata praktyk są obowiązkowe,
inaczej kończysz na kasie w supermarkecie.
Dziewczyna pokiwała głową,
natomiast Andrzej zebrał się w sobie, by wszcząć swą inicjatywę w życie.
- Właśnie, tato… - Spojrzał
sugestywnie na ojca, drapiąc się w geście niepewności w kark. - W sumie to
zastanawiałem się nad tym prawem jako kierunek studiów. Co o tym myślisz?
Ojciec nieoczekiwanie parsknął z
rozbawieniem.
- Tego to się po tobie, synku,
nie spodziewałem. – Uśmiechnął się i spojrzał na swojego potomka. – Od kiedy to zacząłeś
się interesować czymś innym, niż tenisem?
- Kiedyś trzeba, nie? – Renata
lekceważąco mruknęła w stronę ojca, jednocześnie spoglądając zaczepnie na
brata.
- Ta pracowita się znalazła –
odgryzł się.
- Tak całkiem poważnie – tata uprzedził Renatę, zanim ta zdążyła
odpowiedzieć bratu. - To całkiem dobry
pomysł. Tylko, co byś po tym robił? Siedziałbyś na rozprawach?
- Oj tato, praca prawnika to nie
tylko sąd. Jest masa innych rzeczy.
- Andrzej ma rację. Prawo to duże
pole do manewru.
Syn popatrzył wdzięcznym wzrokiem
na matkę.
- Opcji jest naprawdę mnóstwo
– Marcel pośpiesznie poparł
Andrzeja. – Zresztą, na początku nie
byłoby problemu ze znalezieniem posady u mojego taty. A potem, po tych
wszystkich praktykach na pewno dalibyśmy radę.
- Właśnie - blondyn na potwierdzenie słów kolegi kiwnął
gorliwie głową.
Rodzice popatrzyli po sobie.
- Myślę, że to dobry pomysł –
stwierdziła mama po chwili niemego porozumienia z mężem.
- No, brzmi całkiem rozsądnie – w
jego głosie tkwiła lekka, ale jednak słyszalna aprobata. Andrzej odetchnął z ulgą.
– Ale tak teraz, już?
- No coś ty. To tylko wstępne
plany.
Renata dziabała widelcem resztki
zimnego kurczaka i popijała kompot, wyobrażając sobie brata siedzącego na sali
sądowej w, śmiesznie wyglądającej na nim, todze i wygłaszającego mowę końcową.
Wizja z Andrzejem jako prawnikiem w roli głównej wydawała jej się co najmniej
śmieszna, całkowicie nierealna. To leniwe, kochające sport i niepotrafiące
zadbać o porządek stworzenie miało przez pięć lat wbijać sobie do głowy cały
kodeks karny, masę innych bzdur, a potem spędzić resztę życia w takim
zawodzie? Nie była skłonna uwierzyć, że
Andrzej wytrzyma nawet rok, mało tego – mogłaby się założyć, że po połowie roku
spędzonego na zakuwaniu, brat odrzuci ten poroniony pomysł i wróci do swoich
magazynów sportowych. Z tego wszystkiego podobała jej się tylko jedna rzecz –
gdyby jednak Andrzej zdecydował się pójść na studia, chcąc nie chcąc, trzymałby
się z Marcelem. A to znacznie ułatwiałoby jej bliższe poznanie interesującego
młodzieńca.
- No, to ja już się będę zbierał.
– Chłopak popatrzył na siedzącego naprzeciwko blondyna i chrząknął znacząco,
patrząc po reszcie zebranej przy stole i zatrzymując swój wzrok na mamie
Wójcikowej.
- Nie zostaniesz na deser? –
uprzedziła go nieco zawiedzionym głosem, nim zdążył odezwać się słowem – Mamy
galaretkę.
- Przepraszam, ale niestety,
muszę pędzić.
- No dobrze, ale następnym razem
się już nie wywiniesz. – Była wyraźnie
udobruchana jego uprzejmym uśmiechem.
Kiedy tylko chłopak podniósł się
z siedzenia, cała rodzina uczyniła to samo, a kuchnia wypełniła się zbiorowym
zgrzytem odsuwanych krzeseł.
- Miło było cię poznać, młody
człowieku – tata pierwszy podszedł w stronę Marcela, gorliwie ściskając jego
dłoń. Mama nie chciała być gorsza i szybko poszła w jego ślady. Tak samo jak
córka, została miło zaskoczona, pożegnalnym tym razem, całusem w dłoń.
Wymamrotała kilka słów w podziękowaniu i zapewniła, że Marcel może odwiedzać
ich dom, kiedy tylko zechce. Andrzej chwycił uśmiechniętego kolegę za ramię i
powiódł go w stronę przedpokoju. Renata czym prędzej poczłapała za nimi i
stanęła w progu ganku. Oparta głową o framugę, uważnie wodziła wzrokiem za
każdym ruchem młodzieńca, który właśnie naciągał na sobie płaszcz i swoim
aksamitnym głosem dyskutował z Andrzejem. Z sekundy na sekundę coraz bardziej
podobał się jej ten chudy chłopak.
- Miło było poznać. – Chłopak
uśmiechnął się w jej stronę, kiedy Andrzej otwierał już drzwi, jednocześnie
wpuszczając mroźne, jesienne powietrze do środka.
- I mi też – odpowiedziała na tyle głośno, by zdołał ją
usłyszeć.
- Do zobaczenia – zawołał znad
głowy Andrzeja, kiedy ten wypychał go na zewnątrz. Nim Renata zdążyła mu
odmachać, brat także wyszedł i z impetem zatrzasnął drzwi.
Dziewczyna jednak mimowolnie się
uśmiechnęła. Może wcale nie będzie tutaj tak źle?_______________________________________________________________________________________________________________________________
Po tygodniach trudów i znojów udało mi się napisać tego flaczka. Enjoy!
Po tygodniach trudów i znojów udało mi się napisać tego flaczka. Enjoy!
Że też tak długo musiałam na to czekać... Następnym razem zepnij dupkę i do roboty. Nie radzę brać ze mnie przykładu, bo do zrobienia jednej prostej rzeczy będziesz się przygotowywać aż rok... Tiaa. x'D
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział jest cudowny, mimo niewielkich błędów, na które można przymknąć oko. Nie jest wcale taki długi, jak może się wydawać. Całość czyta się prosto, przyjemnie i nieociężale. Trzymaj tak dalej, tylko pisz częściej. Ja rozumiem, nauka, testy i te sprawy, no ale... cóż. >.<
W każdym razie, czekam na następne.
P.S: Widzę, że tu jakiś romans nowy się tworzy. ^^ heheszki. Może w przyszłości będzie trójkącik z Jankiem, hm?
(diaboliczna minka)
~~Całusy.
Dzisiaj tak na szybko :P Cieszę się, że w końcu coś się pojawiło. Rozdział jak zwykle lekki i przyjemny w odbiorze. Życzę weny i czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNadrobiłam dzisiaj braki w rozdziałach... no cóż... zamiast powtarzać sobie materiał przed egzaminami gimnazjalnymi, to leniwy gimbus siedzi i zmula.
OdpowiedzUsuńTwoje opisy powaliły mnie na kolana. Właśnie dlatego piszę w pierwszej osobie - bo trzecia to dla mnie czarna magia i prędzej podjęłabym się upieczenia jakiegoś ciasta.
Co tu dużo mówić - jesteś fenomenalną pisarką. Czekam na kolejny rozdział.
Nie myślałaś nad założenie wattpada? Mimo, że moje umiejętności pisania mocno kuleją, to jakoś tak wyszło, że koleżanka mnie namówiła do założenia konta. Ta witryna jest na tyle wspaniałomyślna, że jest przeznaczona tylko i wyłącznie na opowiadania i takie tam, przez co łatwiej znaleźć czytelników.
BTW - szablon mi męczy oczy i jak patrzę na pasek do przesuwania, to mi się mieni w oczach. DX
Pozdrowionka. <3
nad założeniem*
Usuń(ah ta literówka... a tak nawiasem mówiąc, to może mnie pamiętasz ze swojego bloga z fanfiction o HTTYD? XD)
Jakbym miała nie pamiętać?! Oczywiście, że pamiętam! Dobrze Cię tu widzieć! ^^
UsuńStandardowo, skromnie dziękuję za miłe słowa, ale przede wszystkim dziękuję, że znalazłaś czas, by się tu pojawić. :)))))) ♥♥♥ Wattpada założyłam już dobre kilka miesięcy temu. Tam także publikuję kanadyjki, ale z lekkim opóźnieniem... Cii, oni nie wiedzo, że tu już więcej rozdziałów. :v
Co do wyglądu - wyobrażam sobie, że jasne na ciemnym nie każdemu się podoba, ale teraz prawdę mówiąc mam ciekawsze rzeczy na głowie, niż bawienie się w nowy szablon. I mnie jutro wypada zacząć trzydniowy maraton egzaminów. :')
Pozdrawiam cieplutko i wysyłam mentalnego przytulasa, trzymaj się <333